Ja pindole... Wiecznie,

Wtorek, 3 kwietnia 2007 · Komentarze(2)
Ja pindole... Wiecznie, spoko zamiast do szkoły na rower. Pojechałem do kumpla i spoko do Częstochowy jedziemy więc looz, pojechaliśmy dobra fajnie, ładnie miło wracamy. Jedziemy jesteśmy na alejach jedziemy ulicą i przed nami jedziem koleś jakimś srebrnym Seatem, jedzie jak jakiś kretyn, na Alejach (najświętszej Maryji Panny) jedzie jakieś 60 km/h może i nawet szybciej i bum nagle zachamował ja nie wiem co robić wciskam klamkę tylnego hampla ale wiem że nie wyrobie... razk koźie śmierć nacisnąłem drugą klamkę (przedniego hampla) i du* w tył samochdu zrobiłem OTB, rozwaliłem kask i znów zrobiłem coś z kostką, Kamil który nie wychamował chyba z prędkościa 25 km/h wje*** się we mnie i poleciał na samochód. Szkody w sprzęcie: Skrzywiona kierownica(wyprostowana) w trzy i troche rys na ramie amorze, troszeczke zdarte nowe siodełko :( i lekkie bicie w kołach... u Kamila: Rozwalona manetka blokady skoku amorka i klamko-manetka Lx roztegowana. Kurde jak pamiętam jak leciałem to mnie coś chwyta... Potem do domu czołgaliśmy się z prędkośćią 20 km/h.
Fotki:






Trasa: Steblów-Lubliniec-Kochanowice-Lisów-Herby-Pietrzaki-Blachownia-Wyrazów-Częśtochowa i to samo z powrotem :)
Ocena wpadu: 2.5/6

Komentarze (2)

Kask to skasowany no prawda. Koleś wyszedł przpeosił, pomógł wstać, popyta ł się czy nic mi nie jest i nawiał cham jeden !

Sixer 06:37 środa, 4 kwietnia 2007

no i jeszcze kask skasowany, a co z seatem??

blase 19:53 wtorek, 3 kwietnia 2007
Komentowanie jest wyłączone.